Iconic sunglasses: RAY-BAN AVIATOR

fot. www.chromatics.com

Są takie modele okularów, które nigdy nie wyjdą z mody. Ponadczasowe, piękne i niezwykle stylowe. Gdy myślę o pierwszym z nich, przed oczami natychmiast ukazuje mi się uwodzicielski Tom Cruise z Top Gun. Drugi z niezwykłym wdziękiem nosiła Audrey Hepburn w Śniadaniu u Tiffany’ego. Aviator i Wayfarer, bo o nich mowa to absolutne klasyki wśród okularów przeciwsłonecznych. Możesz je śmiało nosić do bikini i do wieczorowej sukni, bowiem jak na klasyki przystało są cudownie uniwersalne.

W latach 30-tych rząd Stanów Zjednoczonych zlecił firmie Ray-Ban zaprojektowanie okularów dla pilotów wojskowych. Okulary miały chronić przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych i eliminować odbicia światła.  Chciano by były  lekkie, a jednocześnie solidnie wykonane i odporne na zniszczenia – tak powstały Aviatory. Niedługo potem największe gwiazdy Hollywood zaczęły nosić okulary lotnicze. Ich droga ze szklanego ekranu na ulice miast była już tylko kwestią czasu.

Oprócz aspektu estetycznego bardzo ważna jest da mnie ochronna funkcja okularów przeciwsłonecznych. Okulary marki Ray-Ban posiadają filtry UV zapewniające najwyższy poziom ochrony przed wszystkimi typami promieniowania ultrafioletowego. Oczywiście zdarza się, że w sieciówce czy na przydrożnych straganie spotykamy okulary  za kilka, kilkanaście złotych z naklejką UV protection. Problem w tym, że w  wielu przypadków spełnia ona raczej funkcję ozdobną, bo okulary albo nie mają żadnego filtru, albo nie zapewnia on ochrony przed całym zakresem promieniowania. 

Moje okulary to model RB3025 - 001/3F | AVIATOR LARGE METAL o błękitnych soczewkach. Wybrałam delikatny, gradientowy błękit, który jest subtelniejszy od kolorowych szkieł lustrzanek.  Model ten nie posiada filtra polaryzującego, eliminującego odbicia światła od bardzo jasnych powierzchni np. śnieg. Nie uważam jednak tego za problem, biorąc pod uwagę użytkowanie moich Aviatorów w zwykłych, codziennych warunkach.